sobota, 28 lutego 2009

Gofry

Najlepsze domowe.Najlepsze jeszcze gorące z domowym dżemikiem lub bitą śmietaną i polewą.Można je jeść bez niczego lub posypane cukrem pudrem.Każdy ma swoje ulubione.
Przepisów na gofry jest setki.
Ja mam jeden ,który stosuję od zawsze.Nigdy mnie nie zawiódł.
Potrzebne są:
-2 jajka
-3 łyżki cukru
Utrzeć bardzo dokładnie.

-2 szkl.mleka
-2 szkl.mąki
-2 łyzeczki proszku do pieczenia
Wymieszać z jajkami i cukrem.

Na koniec dodać pół kostki roztopionej i zimnej margaryny.


Gofry wychodzą chrupiące,lekkie,pyszne.

Moja dobra rada.Gorące gofry nie wolno układać jeden na drugim.Najlepiej na chwilę ułożyć je w chatkę.

Smacznego!!







Na gorących gofrach bita śmietana zrobiła ,,klap,, .



Obrusik z koronką brukselską,który mam na stole wygrzebałam ostatnio w lumpeksie.





I mój ostatni nabytek.Świecznik szklany w kształcie kwiatuszka. A poszłam kupić patelnię,bo mi się na starej ,,nibyteflon,, zdarł.Wróciłam ze sklepu i z patelnią ,i ze świecznikiem....



poniedziałek, 23 lutego 2009

Zielono mi...

Lubię kwiaty w domu.Zawsze lubiłam.Zabraknie mi niedługo parapetów.Mąż się smieje,że chyba łóżko im odstąpię,bo nie będe miała gdzie ustawiać.
Czasami kupuję ale rzadko.Najbardziej cieszą te,które się wyhoduje samemu.,,Od małego,,,z odnóżki,,.I to najlepiej kradzionej,bo te rosną podobno najszybciej.Jeden z moich kwiatów-ficus benjamina-własnie z takiej podkradzionej odnóżki się wywodzi.
Benjaminy są podobno wymagające i kaprysne.Nie lubią przegrzewania,dotykania,przestawiania w nowe miejsce.Na znak protestu zrzucają liscie w ilosciach przerażających.Tak było z moim krzakiem rok temu,w ubiegłą zimę.
Opadły mu prawie wszystkie liscie,wyglądał tragicznie.Zwątpiłam już w niego .Mało co a wylądowałby w lutym na dworze.Ale dałam mu szansę a on się odwdzięczył i odbił ze zdwojoną siłą.



Drugi,minificusik,z podarowanych zaszczepek.Na razie rosnie ( odpukać) i nic mu się złego nie dzieje.





Zielony uspokaja,odpręża.To z zielenią najbardziej i przede wszystkim kojarzy nam się wiosna.Aura jeszcze zimowa ale wiosna tuż tuż.
A wystarczy kilka kwiatów i wiosnę można mieć w domu cały rok.

sobota, 21 lutego 2009

Pasztet z selera....

...tani,pyszny,rewelacyjny....


Składniki:

1 kg selera
2 duże cebule
1 margaryna Palma
3-4 ząbki czosnku
1 szkl.wody
1 szkl.bułki tartej
6 jaj
2 kostki bulionu grzybowego
sól,pieprz
gałka muszkatałowa-odrobina do smaku

Seler i cebule zetrzeć na tarce na grubych oczkach.Dodać wodę,przyprawy,rozdrobniony czosnek i margarynę.
Doprowadzić do wrzenia i gotować na wolnym ogniu 1 godzinę.Ostudzić.
Do zimnej masy dodać jajka i bułkę tartą,dobrze wyrobić.
Foremki wysmarować tłuszczem i wysypać tartą bułką.Włożyć masę i pieć 1,5 godz w temp.180-190 stopni.











Z podanych proporcji wychodzi dwie foremki.














Pasztet polecam bardzo.Nawet tym,którzy smaku i zapachu selera nie lubią.

Do tego stopnia nie czuć smaku i zapachu selera ,że kiedyś na jakiejś imprezie u nas w domu,jeden z moich gości zapytał z jakiego to mięsa.No i było to na początku przyjęcia a nie pod koniec,gdy po często wznoszonych toastach to juz seler z mięsem się moze pomylić....))))

czwartek, 19 lutego 2009

Żydek

Stare ludowe przysłowie mówi:
"Kto nie ma w domu Żyda -temu bida".

Podobno w każdym domu powinny znajdować się conajmniej dwie postacie lub figurki Żyda.Jeden z pieniążkami,drugi z cytryną.
Figurka Żyda z pieniążkiem ma przynieść domownikom szczęście i dostatek.Ma pilnować naszych finansów i przynosić farta w intertesach.
Drugi Żydek,z cytryną, ma pilnować by w naszym domu nigdy nie zabrakło jedzenia i picia.

Przysłowia są mądrością narodu,więc chociaż odrobina prawdy musi w tym być.


A może to tylko bajeczka dla naiwnych ?
No cóż.Przekonamy się ile mi szczęścia i kasy przyniesie.

A teraz w dobie kryzysu ,to cała nadzieja w nim.....)











sobota, 14 lutego 2009

Zima,wiosna i osłonka-taki mały kogel-mogel

Sniegu u nas po pas.I ciągle pada.Moje choinki przed domem ledwo wytrzymują ciężar sniegu na gałęziach.Psy mają problem z bieganiem po nieodsnieżonej częsci podwórka.
Mimo,że znienawidzona przeze mnie tego roku zima trwa i trwa,to muszę jej przyznać jedno.Ma swój urok i potrafi zachwycić.



Gałązki forsycji po tygodniu ,,wygrzewania się,, w domu zakwitły i popuszczały młode listki.Wiem ,że szybko przekwitną ale chociaż przez parę dni nacieszą oczy.



Mój ostatni nabytek.Osłonka-kielich z różyczkami.Misternie wykonane kwiatuszki urzekły mnie swą delikatnoscią i ujęły za serce.A że serce moje słabe ,to nie zastanawiałam się długo czy kupić,czy nie.

Słodkie walentynki

Droga do miłosci musi być słodka.Dla mojego Walentego na deserek przygotowałam ciasto,które u mnie nazywa się SMIETANOWIEC..

Składniki:
50 g żelatyny
1,5 szkl.mleka
3/4 szkl cukru
2 szkl.smietanki kremówki 36%
4 galaretki
paczka biszkoptów

Żelatynę rozpuscić w 1/2 szkl wody .1,5 szkl mleka zagotować z cukrem.Do ciepłego mleka dodać rozpuszczoną żelatynę ..Ostudzić.
Ubić smietankę.Dodać bardzo szybko mleko z żelatyną i pokrojone w kostkę 3 galaretki.
Wlać do tortownicy wyłożonej biszkoptami.
Na wierzch wylać galaretkę.
Różne są wersje takich smietanowo-galaretkowych ciast.Moja jest taka i jest naprawdę super...




Hoja dostała dzisiaj podpórkę w kształcie serduszka.Jak walentynki to walentynki.



Poduszkowa moja ukladanka...:))))






Wszystkim zakochanym dużo miłosci w tym dzisiejszym walentynkowym dniu.....

poniedziałek, 9 lutego 2009

Krótki przegląd pogody

Sobota.Wiosna.
Myję okna,sprzątam.Słyszę jak moje chłopaki smigają na motorynce po placu tuż za płotem.Cieszą się.Ciepło.


Niedziela.Dalej wiosennie.Krótki spacerek po pobliskich (kilka metrów)chaszczach.
Pierwsze ,,kotki,,się obudziły.
Aparat odmówił posłuszeństwa.Ach te baterie...




Poniedziałek.....Snieg.Oszaleć można.
Moje szafirki kwitną cudownie.Nie boją się sniegu za oknem.
Ja zresztą też.


A jak będzie jutro? Słonecznie,sniegowo?
Kto to wie?
Ale czy to ważne?
Tyle wokół nieszczęsć i chorób.
Więc oby zdrowo i szczęsliwie było.

poniedziałek, 2 lutego 2009

Janioły moje

Lubię aniołki.
Ot po prostu.
Kupuję,dostaję.
Drewniane,ceramiczne,szmaciane.



Aniołkowa okiestra przycupnęła na parapecie...



Drewniane aniołki z wyprawy do Kazimierza D. n/Wisłą.W skład orkiestry wchodziły jeszcze dwa aniołki-grajki.Nie kupiłam od razu ,bo były dosć drogie(precyzyjna,ręczna robota).Podczas następnej wizyty w Kazimierzu juz ich nie było.



Te dwa rozmodlone anioły też z Kazimierza.



A ten udaje,że czyta....




Niewiniątka ze słodkimi buzialami...




Janielica sliczna z ARTE EGO...






A to najukochańcze moje aniołki...
A może diabełki??....)))))

niedziela, 1 lutego 2009

,,Wisielec,,


..Tak naleweczka moja kolejna się zwie.
Przepis znalazł gdzies mój szwagier M.
I znając moje ,,zamiłowania,, do eksperymentów owocowo-alkoholowych przesłał do wypróbowania.
Nalewkę robiłam już kilkakrotnie.Zawsze się udaje.
I tak własnie ostatnio przeglądając mój kajet z przepisami -rzucił mi się w oko ,,Wisielec,,.
Wykonanie bardzo proste.Trzeba tylko długo czekać na końcowy efekt,bo aż 2 m-ce.
Smaczek taki w klimacie Swiąt Bożego Narodzenia,bo pomarańczowo-gożdzikowy,ale kto powiedział ,że nie można jej pić w Swięta Wielkanocne?
Licząć tak 2 m-ce do przodu to akurat powinien mój wisielec dojrzeć na te swięta.
A ja się już doczekać nie mogę.

A więc:
1 litr wódki
2-10 gożdzików
250g cukru w kostkach ( ja dałam normalny)
duża pomarańcza

Wódkę wlać do wysokiego słoja,dodać cukier.Mieszać aż się rozpuscici. Pomarańczę umyć,sparzyć,ostudzić.
W pomarańczę wbić 2-10 gożdzików,w zależnosci od intensywnosci aromatu,jaki chcemy uzyskać.
Pomarańczę podwiązać do pokrywki,żeby nie dotykała alkoholu.Słój zamknąć szczelnie.
Odstawić na 2 m-ce.